Marginalia (II)
2020-12-16
Ty leżysz tu, ja leżę tam. Spotykamy się wzrokiem. Twoje oczy są mokre od łez, a moje skupione. Leżymy tak obok siebie, ja wyciągam w Twoją stronę rękę. Twoja pozostaje przy boku. Próbuję wymówić słowa, ale więzną mi w gardle. Na Twojej twarzy maluje się ból. Tu, wyciągnięci na trawie, przeżywamy naszą wspólną tragedię, prywatnie.
Nad nami wisi księżyc w nowiu, blady i uwikłany w chmury, nie świeci nam na twarze. Stłuczona lampa, jakby w komitywie, też zieje mrokiem. Koło roweru powoli przestaje się kręcić. Aleśmy się wyjebali.
(Dla zdziwionych nagłą aktywnością: w ramach zamykania roku przepisuję sobie tekściki i opowiadanka ze stron notatników. Cisza powróci niedługo.)