Się, nam
2022-01-24
Czy jest bardziej polskie stwierdzenie niż „się załatwi”? Jest ono reprezentacją ducha narodu, jego najcenniejszych wartości: pomysłowości, zdolności organizacyjnych, słusznego sprzeciwu ikonoklasty i niedopowiedzeń godnych listów między kochankami.
Taki taniec godowy, nierozpoznawalny dla innych gatunków, wyewoluowany przez wieki, gdy tylko biedy było pod dostatkiem.
Kiedy Polak mówi Polakowi, że „się załatwi” dochodzi do niewerbalnego porozumienia, które wypowiedziane słowami, a nie daj bóg, zapisane na papierze, mogą być użyte jako źródło paszkwili. Strona, która mówi, że „się załatwi”, rozgrzesza stronę proszącą. Nikt nie jest pewien jak ta rzecz się stanie. Czy ktoś na tym ucierpi, czy zostaną nagięte przepisy, złamane prawa. Osoba w potrzebie, niemal jak w modlitwie, wypowiada swoje prośby do istniejącej gdzieś, niepoznanej, siły sprawczej. Odbiorca tej modlitwy też odżegluje się od bycia instrumentem stworzenia. Nigdy „ja załatwię”, zawsze „się załatwi”. Pasywnie, anonimowo, przed oblicze niewidzialnych sił natury.
Niesłychana jest również egalitarystyczna potęga tego porozumienia. Lekarz może powiedzieć do pacjenta, że „się załatwi”, ale też szatniarz do dyrektora. Choć moce sprawcze i rezultaty będą różnego kalibru, do paktu wszyscy podchodzą patrząc sobie w oczy, jak równy z równym, nasz własny wkład w urzeczywistnianie utopijnych wizji mutualizmu Kropotkina i Proudhona.
Dziś obrońcy statusu quo starają się wyrugować ten piękny zwyczaj, zaszczepić nam moralną pewność, że „się-zalatwizm” jest przywilejem przyznawanym wraz z wpisem w KRS. Apeluję abyśmy odrzucili te postulaty i nie dali się ograbić kulturowo, a jeśli już damy się ograbić kulturowo, to przynajmniej nie dajmy się ograbić materialnie.